Jeśli przystawicie mi pistolet do głowy i każecie wybierać pomiędzy odmrażaniem sobie zadu w zimę, a lejącym się z nieba żarem, to zdecydowanie zacznę szukać krótkich spodenek i spytam gdzie wyjeżdżamy. Wynika to po części z tego, że lata u nas coraz mniej, a zimy jako takie jeszcze są, ale głównie z tego, że jakoś bliżej mi do bohaterskiego znoszenia lepkiego rozgrzanego powietrza i palącego słońca. Na odmrażanie kończyń, ubieranie się na cebulę, wieczną słotę i wszechobecny syf spowodowany przez topniejący śnieg ciężko coś poradzić. Jeśli chodzi o ciepło, cóż, wybierzcie sami: wolicie kąpiel w basenie, czy zimne drinki?
Z tych i innych powodów wróciłem do zdjęć z naszego dwutygodniowego road tripa po Andaluzji. Leżały sobie cicho ponad trzy lata i postanowiłem - trochę z tęsknoty za tinto de verano oraz hiszpańskim jedzeniem - przez najbliższy czas pomęczyć was trochę zdjęciami.
Na pierwszy rzut idą Mijas i Ronda. Pierwsze to mała, ale urokliwa miejscowość, w której można przejechać się oślą taksówką i podziwiać niesamowitą panoramę gór i morza, z charakterystycznymi dla regionu białymi domami na pierwszym planie. Ronda z kolei to chyba jedna z bardziej popularnych miejscowości w Andaluzji. Prawdopodobnie widzieliście już gdzieś nawet most Puente Nevo łączący dwie części miasta przecięte kanionem.